Tak źle nie było od dawna. W ubiegłym tygodniu normy stężenia pyłów zawieszonych, w tym PM10 i PM2,5 przekroczone były w wielu polskich miastach kilkadziesiąt, a nawet kilkaset razy. Miasta robiły co mogły: kontrole palenisk na Śląsku, darmowa komunikacja m.in. w Krakowie czy Warszawie, rozmowy i próby przekonywania mieszkańców do palenia tylko odpowiednim paliwem, tylko w odpowiedni sposób.
Fala mrozów, jaka zalała nasz kraj w Trzech Króli zebrała żniwo. Pomijając generalne problemy komunikacyjne i wiele ofiar śmiertelnych mrozów, potworne zanieczyszczenie powietrza w ośrodkach miejskich naraziło wielu obywateli na znaczne konsekwencje. Pytanie jest jedno: jaki cel ma wprowadzanie darmowej komunikacji miejskiej w czasie smogu?
Na przykładzie Krakowa można stwierdzić, że nigdy nie było tak źle. Darmowa komunikacja obowiązywała przez cztery dni. Szkoda tylko, że udogodnienie to dotyczy tylko w sytuacji, kiedy mamy ze sobą dowód rejestracyjny. Takie rozwiązanie jest co najmniej nie w porządku względem osób, które mają wykupione bilety okresowe. Pasażerowie ci nie mają bowiem odbijane za te dni, kiedy obowiązywały darmowe przejazdy.
Sprawa ma też drugie dno. W przypadku osób dojeżdżających spoza Krakowa na przykład, w sytuacji potwornych mrozów i trudności z dostępem do punktualnego transportu zbiorowego, często samochód pozostaje jedynym wyjściem. Mówi się obecnie o tym, że samochody odpowiadają za nawet 30% smogu. Pytam się więc, skąd te dane i kiedy ostatnio były aktualizowane? Podczas gdy nie ma już na naszych drogach osobówek, które jeżdżą na tzw. opale, a od autobusów i ciężarówek wymaga się norm emisji Euro 1500, skąd niby ten pył zawieszony? Pyły PM10 to tylko i wyłącznie niska emisja z otwartych palenisk, gdzie temperatura jest najczęściej o wiele za niska, by zupełnie i efektywnie spalać węgiel. A jeśli dołożyć do tego śmieci...?
Konkluzja jest prosta: darmowa komunikacja niczego nie załatwia. Daje tylko poczucie niesprawiedliwości społecznej i generuje niepotrzebne koszty. Ktoś, komu nie opłaca się jechać do pracy autobusem, i tak nim nie pojedzie, choćby mi ktoś dopłacił. W dzisiejszym świecie najważniejszą walutą jest bowiem czas, którego każdemu brakuje. Nakłonić ludzi do korzystania z transportu zbiorowego można tylko spójną taryfą, atrakcyjną ofertą pod względem komfortu podróży i frekwencji. Bez tego nic się nie zmieni...
Fala mrozów, jaka zalała nasz kraj w Trzech Króli zebrała żniwo. Pomijając generalne problemy komunikacyjne i wiele ofiar śmiertelnych mrozów, potworne zanieczyszczenie powietrza w ośrodkach miejskich naraziło wielu obywateli na znaczne konsekwencje. Pytanie jest jedno: jaki cel ma wprowadzanie darmowej komunikacji miejskiej w czasie smogu?
Na przykładzie Krakowa można stwierdzić, że nigdy nie było tak źle. Darmowa komunikacja obowiązywała przez cztery dni. Szkoda tylko, że udogodnienie to dotyczy tylko w sytuacji, kiedy mamy ze sobą dowód rejestracyjny. Takie rozwiązanie jest co najmniej nie w porządku względem osób, które mają wykupione bilety okresowe. Pasażerowie ci nie mają bowiem odbijane za te dni, kiedy obowiązywały darmowe przejazdy.
Sprawa ma też drugie dno. W przypadku osób dojeżdżających spoza Krakowa na przykład, w sytuacji potwornych mrozów i trudności z dostępem do punktualnego transportu zbiorowego, często samochód pozostaje jedynym wyjściem. Mówi się obecnie o tym, że samochody odpowiadają za nawet 30% smogu. Pytam się więc, skąd te dane i kiedy ostatnio były aktualizowane? Podczas gdy nie ma już na naszych drogach osobówek, które jeżdżą na tzw. opale, a od autobusów i ciężarówek wymaga się norm emisji Euro 1500, skąd niby ten pył zawieszony? Pyły PM10 to tylko i wyłącznie niska emisja z otwartych palenisk, gdzie temperatura jest najczęściej o wiele za niska, by zupełnie i efektywnie spalać węgiel. A jeśli dołożyć do tego śmieci...?
Konkluzja jest prosta: darmowa komunikacja niczego nie załatwia. Daje tylko poczucie niesprawiedliwości społecznej i generuje niepotrzebne koszty. Ktoś, komu nie opłaca się jechać do pracy autobusem, i tak nim nie pojedzie, choćby mi ktoś dopłacił. W dzisiejszym świecie najważniejszą walutą jest bowiem czas, którego każdemu brakuje. Nakłonić ludzi do korzystania z transportu zbiorowego można tylko spójną taryfą, atrakcyjną ofertą pod względem komfortu podróży i frekwencji. Bez tego nic się nie zmieni...
![]() |
fot. Norbert Litwiński/Onet |