Kiedy w grudniu Przewozy Regionalne podnosiły ceny biletów, wiadome było jedno - podwyżki u innych przewoźników, nie tylko kolejowych, są tylko kwestią czasu. I nie pomylił się ten kto sądził, że początek 2020 roku przyniesie prawdziwy wysyp podwyżkowych informacji. Aby spojrzeć na sprawę na zimno, trzeba przypomnieć sobie powody, dla których ktoś podnosi koszt towaru czy usługi. Po pierwsze, dzieje się tak gdy rosną koszty. Zatem spory wzrost płacy minimalnej i drastyczne podwyżki cen prądu dla przedsiębiorstw muszą wywołać lawinę wzrostów. Nie inaczej jest w przypadku przewoźników kolejowych czy transportu miejskiego. Dlatego niedługo prawie w całej Polsce będziemy płacić więcej...
Podwyżki wprowadzają gracze mniejsi i więksi. Małe miasta i duże aglomeracje. W Gdańsku bilety na komunikację zbiorową zdrożeją od kwietnia. Warszawska Kolej Dojazdowa podniesie z początkiem lipca ceny wszystkich biletów w ofercie, średnio o 14%. Koleje Dolnośląskie już w grudniu podniosły ceny, i co ciekawe najbardziej zdrożały bilety okresowe (9 do 14%). Drożej za bilety płacą także pasażerowie Arrivy, która w ramach pierwszej od 10 lat podwyżki zwiększyła opłaty o 11-12% (wskutek skumulowanej inflacji z lat 2011-2018 na poziomie niemal 12%). Koleje Śląskie wprowadziły póki co tylko nieznaczne modyfikacje w cenniku, na trasie z Katowic w kierunku Tarnowskich Gór i Kluczborka, Koleje Małopolskie także nie zmieniły cen. Ostatnio gruchnęła wiadomość, że drożej będzie w pociągach, i tak już stosunkowo drogich, Kolei Mazowieckich. Średni współczynnik wzrostu cen ma wyniesie 10%.
Drożeją pociągi, drożeją tramwaje. Korzystanie z miejskich autobusów także wymaga wyłożenia większych pieniędzy na bilet. Drożej będzie w Chrzanowie, podwyżki wprowadził Oświęcim, a dotychczas darmowe autobusy w Wadowicach już takie nie będą. Warszawa nie planuje na razie podwyżek, ale nie wiadomo, ile wytrzyma. Ten trend raczej się nie zmieni, będzie tylko gorzej. Rząd teoretycznie bawi się w ekologię i politykę transportową, jednak praktyka pokazuje zgoła inną rzeczywistość. Co z tego, że najmniej zarabiający zyskają te sto kilkadziesiąt złotych więcej, skoro wszystko to pochłonie drożejące paliwo, droższe media, śmieci, artykuły wszelakie i droższe bilety? Można się spierać, czy wzrosty są konieczne. Moim zdaniem tak, bo żadne miasto, żaden samorząd nie będą prowadzić działalności charytatywnej i dokładać do wszystkiego z kasy, której zasobność jest coraz mniejsza. Zwłaszcza teraz, gdy na samorządy padły dodatkowe obciążenia budżetowe, a wpływy z podatku dochodowego stopniały zauważalnie.
Zastanawia mnie jeszcze tylko, ile wytrzyma bez podwyżek PKP Intercity, i ile w związku z tym spółka ta przeżre państwowych pieniędzy w imię tzw. przewozów pożytku publicznego...
Podwyżki wprowadzają gracze mniejsi i więksi. Małe miasta i duże aglomeracje. W Gdańsku bilety na komunikację zbiorową zdrożeją od kwietnia. Warszawska Kolej Dojazdowa podniesie z początkiem lipca ceny wszystkich biletów w ofercie, średnio o 14%. Koleje Dolnośląskie już w grudniu podniosły ceny, i co ciekawe najbardziej zdrożały bilety okresowe (9 do 14%). Drożej za bilety płacą także pasażerowie Arrivy, która w ramach pierwszej od 10 lat podwyżki zwiększyła opłaty o 11-12% (wskutek skumulowanej inflacji z lat 2011-2018 na poziomie niemal 12%). Koleje Śląskie wprowadziły póki co tylko nieznaczne modyfikacje w cenniku, na trasie z Katowic w kierunku Tarnowskich Gór i Kluczborka, Koleje Małopolskie także nie zmieniły cen. Ostatnio gruchnęła wiadomość, że drożej będzie w pociągach, i tak już stosunkowo drogich, Kolei Mazowieckich. Średni współczynnik wzrostu cen ma wyniesie 10%.
Drożeją pociągi, drożeją tramwaje. Korzystanie z miejskich autobusów także wymaga wyłożenia większych pieniędzy na bilet. Drożej będzie w Chrzanowie, podwyżki wprowadził Oświęcim, a dotychczas darmowe autobusy w Wadowicach już takie nie będą. Warszawa nie planuje na razie podwyżek, ale nie wiadomo, ile wytrzyma. Ten trend raczej się nie zmieni, będzie tylko gorzej. Rząd teoretycznie bawi się w ekologię i politykę transportową, jednak praktyka pokazuje zgoła inną rzeczywistość. Co z tego, że najmniej zarabiający zyskają te sto kilkadziesiąt złotych więcej, skoro wszystko to pochłonie drożejące paliwo, droższe media, śmieci, artykuły wszelakie i droższe bilety? Można się spierać, czy wzrosty są konieczne. Moim zdaniem tak, bo żadne miasto, żaden samorząd nie będą prowadzić działalności charytatywnej i dokładać do wszystkiego z kasy, której zasobność jest coraz mniejsza. Zwłaszcza teraz, gdy na samorządy padły dodatkowe obciążenia budżetowe, a wpływy z podatku dochodowego stopniały zauważalnie.
Zastanawia mnie jeszcze tylko, ile wytrzyma bez podwyżek PKP Intercity, i ile w związku z tym spółka ta przeżre państwowych pieniędzy w imię tzw. przewozów pożytku publicznego...
fot. Arek Markowicz/PAP |