Kraków, podobnie jak wiele innych miast wojewódzkich, boryka się z finansowymi skutkami pandemii. W szczycie tego zamieszania straty z tytułu braku sprzedaży biletów sięgały 7,5 miliona złotych tygodniowo. Do tej pory miasto straciło niemal 50 milionów złotych, a transport miejski funkcjonować musi. Dobrze by było, gdyby funkcjonował na dobrym poziomie, stąd decyzja o zmiana w cenniku wydaje się zrozumiała. Niestety bowiem w Krakowie będzie drożej, i to raczej znacznie.
Pierwszym pomysłem jest stworzenie trzech stref taryfowych, gdzie strefa I to nadal byłoby Miasto Kraków, zaś strefy II i III miałyby być przypisane okolicznym gminom, zależnie od odległości od miasta. Pozwoliłoby to urealnić koszty korzystania z linii podmiejskich, dzięki czemu pasażerowie z Zabierzowa nie płaciliby tyle samo co pasażerowie ze Słomnik chociażby. Podobnie dobrym pomysłem jest likwidacja biletów na jedną i dwie linie, co od dawna uważam za archaizm, kompletnie nieprzystający do realiów. Na tym jednak dobre zmiany się kończą, bo zaproponowane z grubsza zmiany w cenniku są, delikatnie mówiąc, przesadzone.
Dziś w Krakowie mamy dwa rodzaje podstawowych biletów jednorazowych: 20-minutowy za 3,40 i 50-minutowy za 4,60. Po reformie ten pierwszy miałby zostać skrócony do 10 minut, i kosztować 3 złote, zaś drugi wydłużony do godziny i kosztować aż 6 złotych. O ile ta druga opcja jest jeszcze do przełknięcia, o tyle wprowadzenie biletu na 10 minut jest totalną bzdurą, bo przy dobrych wiatrach można by nie zdążyć przejechać autobusem nawet dwóch przystanków. Dodatkowo bilet 90-minutowy miałby po zmianach kosztować 8 złotych - to koszty porównywalne z kilkugodzinnymi biletami kolejowymi w aglomeracji krakowskiej... Z pewnością awanturę wywoła także podniesienie ceny sieciowego biletu miesięcznego, wydawanego pasażerom z Kartą Krakowską - z 69 na 96 złotych, czyli o 40%.
To, że Krakowa nie stać na utrzymanie obecnych cen, jest oczywiste. Z pewnością też nikt nie chciałby powrotu do niegdysiejszych częstotliwości kursowania tramwajów i autobusów, które dzięki temu często pękały w szwach. Pytanie tylko, czy tak drastyczne zmiany w cenniku nie przyniosą odwrotnego skutku - Kraków już całkiem utknie w wielkim korku, a wpływy z biletów wciąż nie będą wystarczające, bo większość pasażerów odpłynie. Temat będzie w najbliższych tygodniach podejmowany przez zadaniowy ds. przeciwdziałania skutkom epidemii Covid-19, złożony ze skarbnika, dyrektorów wydziałów UMK, miejskich jednostek oraz radnych. Oby przynajmniej pomysł biletu 10-minutowego nie przeszedł, bo nie wyobrażam sobie, żeby dojazd tramwajem z Krowodrzy na Stary Kleparz miał kosztować 6 złotych...
![]() |
mat. Miasto Kraków |