Prezydent Andrzej Duda podpisał 7 czerwca ustawę o funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej. Tym samym za niespełna miesiąc wejdzie w życie tzw. "ustawa pekaesowa", mająca w założeniu zapewniać finansowanie połączeń autobusowych w wykluczonych transportowo regionach Polski. O ile sama idea jest jak najbardziej słuszna, o tyle obawiam się o jej skuteczność.
Ustawa ma pozwolić samorządom na uruchamianie deficytowych połączeń dla ludności lokalnej w sytuacjach, gdy ich własne zasoby budżetowe na to nie pozwalają. Ma to przeciwdziałać wykluczeniu transportowemu i przyczynić się do zmniejszenia transportu indywidualnego samochodami. Będzie to realizowane poprzez państwowy fundusz celowy, którym dysponować będzie minister właściwy do spraw transportu. Obsługę bankową prowadzić będzie Bank Gospodarstwa Krajowego. Ze środków funduszu nie będzie można finansować połączeń dopiero zawieszonych oraz tych, które realizowane są w ramach komunikacji miejskiej.
Pieniądze dla działania funduszu pochodzić będą przede wszystkim z opłaty emisyjnej, zastępczej, paliwowej oraz z kar, grzywien, opłat i zezwoleń pobieranych przez GITD i WITD. Dopłata do wozokilometra została ustalona na kwotę maksymalnie 80 groszy. Aby uzyskać dopłatę, organizator transportu zbiorowego, a więc właściwy samorząd, będzie musiał ponieść koszty własne wynoszące przynajmniej 10% ceny usługi.
Czy zatem ustawa spowoduje wysyp nowych połączeń autobusowych w regionach? Jeśli tak, to najpewniej dopiero w przyszłym roku - przecież samorządy muszą zaplanować dodatkowe wydatki na uruchamianie tychże. Obawiam się jednak, że wcale nie będzie tak różowo, jak można by się spodziewać. Chyba lepszym modelem byłoby zlecenie uruchamiania takowych tylko powiatom i zapewnianie im stałego finansowania na ten cel, adekwatnego do potencjału. Ale, zobaczymy co przyniesie przyszłość. Zawsze istnieje możliwość nowelizacji przepisów w tym względzie.
Ustawa ma pozwolić samorządom na uruchamianie deficytowych połączeń dla ludności lokalnej w sytuacjach, gdy ich własne zasoby budżetowe na to nie pozwalają. Ma to przeciwdziałać wykluczeniu transportowemu i przyczynić się do zmniejszenia transportu indywidualnego samochodami. Będzie to realizowane poprzez państwowy fundusz celowy, którym dysponować będzie minister właściwy do spraw transportu. Obsługę bankową prowadzić będzie Bank Gospodarstwa Krajowego. Ze środków funduszu nie będzie można finansować połączeń dopiero zawieszonych oraz tych, które realizowane są w ramach komunikacji miejskiej.
Pieniądze dla działania funduszu pochodzić będą przede wszystkim z opłaty emisyjnej, zastępczej, paliwowej oraz z kar, grzywien, opłat i zezwoleń pobieranych przez GITD i WITD. Dopłata do wozokilometra została ustalona na kwotę maksymalnie 80 groszy. Aby uzyskać dopłatę, organizator transportu zbiorowego, a więc właściwy samorząd, będzie musiał ponieść koszty własne wynoszące przynajmniej 10% ceny usługi.
Czy zatem ustawa spowoduje wysyp nowych połączeń autobusowych w regionach? Jeśli tak, to najpewniej dopiero w przyszłym roku - przecież samorządy muszą zaplanować dodatkowe wydatki na uruchamianie tychże. Obawiam się jednak, że wcale nie będzie tak różowo, jak można by się spodziewać. Chyba lepszym modelem byłoby zlecenie uruchamiania takowych tylko powiatom i zapewnianie im stałego finansowania na ten cel, adekwatnego do potencjału. Ale, zobaczymy co przyniesie przyszłość. Zawsze istnieje możliwość nowelizacji przepisów w tym względzie.
![]() |
fot. Portal Samorządowy |