Inwestycje kolejowe w Krakowie z miesiąca na miesiąc przybierają coraz większą skalę. Pierwsze problemy zaczęły się, kiedy w wyniku postępu prac w ciągu linii 133 zwężono ulicę Armii Krajowej i zamknięto przejazd ulicą Rydla. Doszły do tego jeszcze ograniczenia na innych ulicach o lokalnym znaczeniu, i choć odbiło się to na kondycji ruchu drogowego w północno-zachodniej części miasta, wydaje się, że w jakiś sposób sytuacja została ustabilizowana. No cóż, od tamtych zmian minęło już wiele miesięcy i trudno się dziwić, że zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Urosły tylko korki na alei 29 Listopada i Opolskiej, bo jakoś trzeba newralgiczne miejsca ominąć.
Niestety, będzie gorzej, i to dużo gorzej. O ile przy okazji inwestycji na odcinku Kraków Główny - Rudzice na razie nic strasznego się nie wydarzy (nie licząc zamknięcia ruchu pod wiaduktami na Kopernika i Miodowej końcem września), o tyle na Krowodrzy zrobi się mniej ciekawie, co odczują nie tylko kierowcy, ale też wszyscy korzystający z komunikacji zbiorowej. Już 2 września zwężono przejazdy na Wrocławskiej, przy przystanku Kraków Łobzów, oraz na Prądnickiej. Założenie jest takie, by te miejsca były nieustannie przejezdne dla samochodów i autobusów, przy czym już teraz odbierać muszą one większe potoki, ze względu na ograniczenia przepustowości w innych lokalizacjach. Zwłaszcza, że będzie gorzej, bo 16 września zamknięty zostanie dla samochodów wiadukt na Łokietka. Podobnie stanie się na Kamiennej, a w obu tych lokalizacjach utrzymany będzie ruch pieszych.
Na koniec, bo 30 września, pozostawiono połówkowe zamknięcie przejazdu pod wiaduktem na Grzegórzeckiej. Na szczęście wrócą tam tramwaje. Ruch samochodowy utrzymany będzie w formacie 1+1, podobnie jak na Prądnickiej, a więc - Dietla stanie. Jak więc widać, początek roku akademickiego może w Krakowie upłynąć w sposób drastyczny. Notoryczne opóźnienia autobusów jadących z Krowodrzy, Prądnika Białego i Azorów do centrum miasta są w mojej ocenie kwestią czasu. Co można jednak na to poradzić? Trzeba po prostu uzbroić się w cierpliwość, bo pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłoby prowadzić prace mostowe po kolei, a nie naraz, ale i tak wydaje się, że harmonogram prac przygotowano z myślą o tym, by jak najmniej ingerować w tkankę miejską.
Smutne jest tylko jedno - w normalnym mieście tego rodzaju inwestycje nie spędzałyby snu z powiek aż tak, bo normalne miasto wielkości Krakowa ma obwodnicę. Kraków, jak wiadomo, ma jej trochę ponad połowę, dzięki czemu cały tranzyt z północy Polski musi się przebijać przez miasto. Tutaj leży pies pochowany, ale to już ani ZIKiT, ani PKP PLK, ani Miasto Kraków nie są temu winni...
![]() |
fot. Zbigniew Czernik (CC BY SA 3.0) |