W wielu polskich miastach system nazywania przystanków jest prosty i jednolity. Zespoły przystankowe w obrębie jednego skrzyżowania mają taką samą nazwę dla każdego słupka. W Warszawie na przykład wyróżnikiem poszczególnych stanowisk jest numer, dodawany do nazwy. Jednak nie wszędzie jest tak prosto.
O nieścisłościach w nazwach pisałem już kiedyś, po wizycie w Łodzi. Ostatnio temat powrócił do mnie w Tarnowie, gdzie ponownie zauważyłem kolosalny chaos. Przykładowo, przystanki w rejonie dworca kolejowego nazywają się tak:
O nieścisłościach w nazwach pisałem już kiedyś, po wizycie w Łodzi. Ostatnio temat powrócił do mnie w Tarnowie, gdzie ponownie zauważyłem kolosalny chaos. Przykładowo, przystanki w rejonie dworca kolejowego nazywają się tak:
- Krakowska - Planty, w kierunku centrum miasta,
- Krakowska - Plac Popiełuszki, w kierunku Mościc.
Odniesień do dworca kolejowego, czy choćby autobusowego, próżno szukać. Podobnie jest w przypadku przystanków Lwowska - Okrężna czy Lwowska - Rzędzin, albo Szujskiego - Rolnicza i Szujskiego - Wilsona. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nikomu nie zależy na uprzątnięciu tego bałaganu.
Oczywiście, można powiedzieć, że dla mieszkańców, świetnie zorientowanych w realiach i topografii miasta, problemu nazewnictwo nie stanowi. Ale jeśli chodzi o przyjezdnych, to sprawa ma się już trochę gorzej... Jakby to było, gdyby w Krakowie zamiast przystanków Nowy Kleparz istniały przystanki: Aleja 29 Listopada - Plac, Nowy Kleparz - Długa, Nowy Kleparz - łącznik czy Wrocławska - Mazowiecka? No właśnie.
Czy nigdy nie raziła Was podobna niespójność, która utrudnia orientację?
![]() |
fot. RDN |